Postanowiłam napisać dzisiaj kilka słów o mojej wizycie w Oxfordzie, ponieważ, zapewne nie przypadkowo, po wejściu na stronę internetową naszej szkoły, wyświetlił mi się Erasmus+ oraz relacje osób, które uczestniczyły w tym projekcie.
Długo zwlekałam. Przetwarzałam dane pozyskane podczas wyjazdu. Układałam wszystko w głowie. Zastanawiałam się, czy zdecydowałabym się mieszkać w Anglii, np. w multikulturowym Londynie, gdyby nadarzyła się okazja. Jestem gotowa odpowiedzieć na to pytanie. NIE.
Sam ERASMUS+ oceniam na 5+. Idealny sposób do szlifowania języka, do poznania kultury kraju, sposobu funkcjonowania, myślenia danej narodowości, oraz do wykorzystania w sposób kreatywny i pełnowartościowy unijnych zasobów pieniężnych.
Będąc nauczycielem języka angielskiego, do wyboru rodzaju szkolenia miałam tylko kursy metodyczne. Pomyślałam „Super. Nie dość studiowania 5 lat germanistyki, następnie filologii angielskiej przesyconej metodyką. Teraz- ciesząc się z możliwości wyjazdu do Anglii na płaszczyźnie zawodowej- będę uczestniczyć przez dwa tygodnie po 8 godzin w zajęciach stricte metodycznych”. Wyznając zasadę, że nie zmienia się raz wyznaczonych celów i podjętych postanowień, pojechałam.
Zajęcia były prowadzone w sposób metodyczny – ale lekki, intensywny – ale nie nużący, w sposób żartobliwy – ale bardzo wartościowy. I chyba o to w nauczaniu chodzi. Mogłam poczuć jak to jest uczestniczyć w zajęciach jako uczeń. Jak to jest, kiedy trzeba dawać z siebie 100% na zajęciach a i tak wieczorem odczuwać niedosyt zdobytej wiedzy. Po tylu miesiącach nadal wspominam wspaniałą atmosferę panującą w naszej międzykulturowej grupie, nauczyciela dojeżdżającego do pracy na rowerze oraz innowacyjny sposób prowadzenia zajęć.
Godne polecenia, jeszcze lepsze niż uczestniczenie w zajęciach, jest mieszkanie u typowo angielskiej rodziny. To tam dopiero tak naprawdę można na własnej skórze poczuć urok języka. Bo któżby pomyślał – ucząc się języka angielskiego w Polsce – że wypowiadając słowo „ Græææææm?” żona ma na myśli swojego męża o imieniu Graham. Widząc ogromną miskę przepełnioną namoczonymi bakaliami (w listopadzie) myślisz sobie: „Good, what’s that?” Pytasz. Okazuje się, że z tego będą jutro pieczone ciasta bożonarodzeniowe. Dla siebie, dla rodziny i dla….. charity (instytucji charytatywnych). Polacy na pewno w ten sposób swojej dobroduszności nie ukazują.
Jadąc codziennie na zajęcia autobusem nie dziwił mnie ruch lewostronny. Uwagę moją przykuł napis na czerwonym, znanym Polakom ze zdjęć, dwupiętrowym autobusie: „hybryd”. Pomyślałam, że u nas to hybryda chyba tylko na paznokciach. Ozdobą przystanków, sklepów, itd., były kolejki. Nie wpuszczą cię do autobusu, nie obsłużą w sklepie jeżeli nie ustawisz się prawidłowo w kolejce. Idąc wieczorem ulicami Oxfordu można zauważyć mnóstwo ludzi bezdomnych. Myślę: Co jest grane? Wizytówka miasta? U nas takich ludzi się ukrywa, szybko usuwa z miejsc publicznych. Tam takim ludziom się pomaga. Bezdomni dostaną kawę, jedzenie, itd. Kolejna różnica kulturowa.
Tych różnic można podawać dużo. Ale proponuję pojechać i doświadczyć tego samemu na własnej skórze. Oxford sam w sobie jest przepięknym, tętniącym życiem miastem studenckim. Dzielnica Uniwersytetu Oksfordzkiego z największą w UK biblioteką ”Bodleian Library” sprawia niezapomniane wrażenie. To miejsce służące nauce, rozmyślaniom, kontemplacji.
Podczas wyjazdu z projektu Erasmus + sposób spędzania wolnego czasu zależy tylko od ciebie. Ja wykorzystywałam każdą wolną chwilę na zwiedzanie. Będąc w UK zwiedziłam m.in. miasto Bath z rzymskimi łaźniami, domem Jane Austen, oraz Royal Crescent, Stonehange – budowlę wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO oraz Londyn. Każde z tych miejsc jest niesamowite.
To dlaczego NIE? Dlaczego nie zdecydowałabym się mieszkać w Anglii? Chyba dlatego, że tu się urodziłam, tu wychowałam. Tutaj jest mój DOM.
Małgorzata Sobieraj